mig na górę, przylgnęli do wąskiego okienka i ukradkiem chrupali marchewki, gapiąc się na umykające stepowe równiny, aż do zmierzchu. To był gwóźdź, ma się rozumieć, i Mariuszek dorobił się piekącej szramy na tyłku. Ale opłacało się, bo dróżnik marchewkę wyhodował świetną, słodszą niż miód. Mimo łakomstwa pogryzali ją oszczędnie, pomalutku... Powstała kwestia, czy poczęstować dorosłych - no, choćby Stacha, za którym obaj przepadali. Stanęło na tym, że rozstrzygną to jutro. Ze świeżą głową. I zasnęli.<br>Dorośli też umościli się na górnej pryczy, radzi, że wreszcie nie mokną i po tak długim oczekiwaniu - podróżują. Pociąg zagłębiał się w noc. Przez otwarte drzwi