wiodło, ale później, ho, ho... Co było, opowiem... <br> Płynęła, snuła się baśń o dawno minionych, zapomnianych czasach. Dzieci słuchały.<br> <br> Wiedźmin siedział na pieńku, na szczycie urwiska, z którego roztaczał się widok na łęgi i trzcinowiska na brzegu Jarugi. Słońce zachodziło. Żurawie wzbiły się z mokradeł, zatrąbiły, lecąc klinem. <br> Wszystko się popieprzyło, pomyślał wiedźmin, oglądając się na ruinę drwalskiego szałasu i maleńki dymek, unoszący się z ogniska Milvy. Wszystko wzięło w łeb. A tak już dobrze szło. Dziwna ta moja kompania była, ale była. Mieliśmy przed sobą cel, bliski, realny, konkretny. Przez Angren na wschód, ku Caed Dhu. Całkiem dobrze nam szło