początku tylko na niektórych słowach. A za wujkiem i dziadek, który, co<br>prawda, tylko mełł tę pieśń w wargach, a głośniej wyrzucał jedynie samo<br>"Dobry Jezu''.<br> A potem ten i ów, z bliższa, z dalsza. I tak przybywało powoli tych<br>głosów, toteż wkrótce mało kto nie śpiewał. Ten śpiew rósł, potężniał,<br>wylewał się aż gdzieś w pola, a z pól jakby powracał do konduktu ze<br>zdwojoną siłą. Zagłuszył bicie dzwonu na kościelnej wieży, zagłuszył<br>nóg szuranie po szosie, zagłuszył stare baby za trumną, że wydawało<br>się, nie miał swojego początku ani swojego końca przy końcu pogrzebu.<br> Tę białą postać, razem z