Alpach francuskich.<br>Kiedy dwa tygodnie temu zjawił się w redakcji pan Andrzej, ojciec Maćka, aby delikatnie przypomnieć o drugiej rocznicy - zrobiło mi się wstyd. Zepchnąłem nieżyjącego kolegę do jakiś zakurzonych, zarośniętych pajęczyną zakamarków pamięci, przywaliłem go lawiną spraw codziennych, ważnych i błahych, mądrych i głupich, najczęściej drobnych i nieistotnych.<br>Jak potężnym żywiołem jest czas. Dwa lata temu myślałem, że pamięć będzie zawsze tak samo żywa. Tłum ludzi na pogrzebie, wielka ilość słów pięknych, powiedzianych i napisanych. Dzisiaj - cisza grobowa.<br>Pan Andrzej przyniósł wiersze. Maciek nie chwalił się nimi. Wiedziałem, że pisze, ale to nie było przedmiotem naszych rozmów. Mimo natłoku spraw