że nawet to co malował sam dla siebie ("Sam dla siebie" - co to znaczy? Żeby schować za szafę?) - zaczął malować jakby sam przeciwko sobie. Coraz częściej miewał chwile, w których zadawał sobie pytanie, którego artysta nie powinien sobie zadawać nigdy: czy istnieją jakieś sposoby, które, nie rezygnując z tego, co potocznie nazywamy artyzmem, pozwoliłyby przystosować malarstwo do wymogów polityki? I to był początek degrengolady w jego malarstwie.<br> Na jego obrazach zaczęły się pojawiać i rozrastać puste pola, jakby je ogarniała jakaś skórna choroba, rodzaj martwicy, którą Z. daremnie starał się uzdrawiać i ożywiać, przemalowując, zeskrobując, czasem nawet niszcząc płótna. Szamotał się