ja toczyłam się tam i z powrotem i zanosiłam się od śmiechu - nigdy przedtem tak się nie śmiałam. I przestałam się jąkać.<br><br>Każdy, kto mieszkał w posiołku, musiał dawać państwu slitok złota co tydzień. Nieważne, gdzie pracował, skąd brał, mógł szukać, gdzie chciał i jak chciał, byle przyniósł. Każdy więc potrzebował złota na ten okup. I na łapówki. Dlatego wszędzie płaciło się złotem, także krawcowi, a Segałowicz miał złote ręce. Szył dla naczelników i konwojentów, dla ich żon i kochanek - i zbierał złoto. Dał pół kilo za mamę, sto gramów za siebie i po slitku za mnie i sanie z reniferami