mebli, kopią. Dobra, teraz szybko, szybciej. Ośmiokilowy karabin maszynowy PK ciąży jakby ważył sto kilo. Wschodnie skrzydło, schody, jedno piętro, drugie, parter, korytarz. Gdzie są Nigeryjczycy?! Recepcja, granatniki, wszyscy do tyłu, wszyscy do tyłu! Półpiętro, okno, klękaj, odbezpiecz, i w dół. Łup! Chwila ciszy, ale tamci wracają. Krzyczą. Drugi strzał powala kilkunastu jednocześnie. Piekielny podmuch smaga twarz. Piecze jak cholera. Pierwsza myśl: z gęby pewnie strzępy. Olać to. Goście na dole smażą się jak steki. Następna fala nie przyjdzie tak prędko. Strzelają w półpiętro. Myślą, że granaciarz ciągle tam siedzi. Ale ja jestem już z powrotem na dachu. Widzę, że jestem