pomniejszeni moją obecnością, nie potrafili zaakceptować mojego bezgranicznego oddania, które brali zazwyczaj za potrzebę dostrzeżenia, adoracji, zastanawiałem się, czy sympatia, jaką darzyłem ludzi z tak zwanych dołów społecznych, naprawdę wynikała z chęci ucieczki przed porządnym domem z tradycjami nauczycielsko-sędziowskimi, a nie z poszukiwania środowiska, w którym wszyscy bez wyjątku poważaliby mnie, zauważali, adorowali?<br>Pociąg do K. był podstawiany. Usiadłem na jednym z wielu wolnych miejsc w przedziale i wyjrzałem w kierunku ulicy, na której stał wykolejony podmiejski tramwaj. Mieszkańcy odrapanej kamienicy otwierali okna i rozkładali poduszki na zakurzonych parapetach, wietrzyli stęchłe, niegościnne mieszkania z przedwiosennej wilgoci. <br>Na schodach wiodących na