moje - nie twoje, Adamie. <br>Na tym rozmowę urwano. Adam, jęczący "Boże; ach, Boże miłościwy", powlókł się do roboty. Róża, z rozdętymi nozdrzami, <page nr=144> twardo została przy swoim. W kilka dni później sprowadziła krawcową i kazała szyć Marcie suknie na Warszawę. Lekcje w salonie trwały. <br>I znowu Adam uniżył się. Któregoś popołudnia pozamykał skrzętnie drzwi do sypialni, wyjrzawszy przedtem, czy służby nie ma w pobliżu, usiadł koło Róży na kozetce. <br>- A czy ty pomyślałaś - zagaił - ile to będzie kosztowało: nauka śpiewu w Warszawie i utrzymanie dwu domów? Mnie nie stać na to, ja ciebie proszę serdecznie, zaniechaj tych dziwnych zamiarów. <br>Róża z litością