i wycelowanymi w pasażerów pistoletami. Zaczęła się kontrola dokumentów i bagażu. Z naszego przedziału nikogo nie zabrano, ale gdy po długiej rewizji pociąg wreszcie ruszył, widziałam grupę mężczyzn otoczoną wiankiem policji, popychanych i bitych. Nigdy nie dowiedziałam się, co z nimi zrobiono, w każdym razie ich los był nie do pozazdroszczenia.<br>Ze stacji Zakopane, bez przeszkód ruszyłyśmy ulicą Kościeliską, Drogą do Rojów i przez Bór na wyśni koniec Sobiczkowej. Nareszcie w domu! Wśród przyjaznych twarzy, serdecznych powitań, nie kończących się opowiadań i pytań, znalazłam się nareszcie w kraju mego dzieciństwa. Niestety, babka już nie żyła, nie żył też jej zięć Maciej