są odbiciem prowincjonalnej Ameryki. Ameryki sennych miasteczek, stanów Ohio, Indiana czy Illinois. Gdyby ci, którzy swój wizerunek Stanów budują wyłącznie na podstawie seriali o ratowaniu napakowanych sylikonem modelek, trafili w jedno z tych miejsc, przekonaliby się, że ta prawdziwa Ameryka wygląda niczym skrzyżowanie średniowiecznego klasztoru z fabryką gwoździ. Jest religijna, prostolinijna i pracowita. Do bólu zwyczajna. <br><br>I naprawdę nic nie przekonuje o tym lepiej niż ściana ratusza w Fort Ashby, liczącej tysiąc dusz dziurze w Wirginii Zachodniej. To tu mieszkańcy odnotowują chwile dla nich ważne. Reporter brytyjskiego dziennika "The Independent", który odwiedził Fort Ashby, opisuje rzędy relacji ze ślubów, wyborów prezydenckich