jego spojrzenie na wystarczająco ostry kant muru, by tę głowę z warkoczykami roztrzaskać.<br><tit>III</><br>Wygłosiwszy to, co powyżej, przed dostojną Profesurą i Studentami Wolnego Uniwersytetu Berlińskiego, wsiadłem do pociągu relacji Berlin-Moskwa (z krótkim postojem w Warszawie), poniżając pięcioma dolarami rosyjskiego konduktora. Był lutowy dżdżysty wieczór, brudny wagon pełen przemytników, prostytutek i policjantów, zapachu potu, tanich perfum i machorkowych <name type="prod">papierosów Kazbek</>.<br>Byłem zmęczony. Byłem zziębnięty. Wódka zaoferowana mi przez konduktora miała smak politury, a myśl o całonocnej podróży w przedziale, po którego podłodze uparcie maszerowały karaluchy, przygnębiła mnie ostatecznie. Sięgnąłem po książkę. Ledwie dawało się czytać w mdłym świetle lampki osadzonej