ma za nią kresu ani dna!<br><br>Słońce, w szyby łzawiejąc odżdżone,<br>Po podłodze złoty wzburza łan,<br>I odbicia okien rozmnożone<br>Wprawia w kurze zruchomiałych ścian.<br><br>Ktoś rozepchnął furtę w mym ogrodzie,<br>Aż z odwrzaskiem runęła na błoń!<br>Nie wiem, kto to - lecz w porannym chłodzie<br>Błogosławię niewiadomą dłoń.</><br><div type="poem" sex="m">* * *<br><br>Oto słońce przenika światłem bór daleki,<br>Sosnom z nieba podając tajny znak wieczoru.<br>Oto sosny spłonęły, jakby w głębiach boru<br>Nagle coś szkarłatnego stało się na wieki!<br><br>Zwabiony owym znakiem, biegnę tam niezwłocznie,<br>Aby zawczasu jeszcze, nim wpłynę w noc ciemną,<br>Zastać na nikłym trwaniu i sprawdzić naocznie<br>To właśnie, co już drzewa