toną w Oku, siejąc lazurowe błyski. No, widzieliśmy góry, można wracać na ognisko. Wracamy z pieśnią na ustach.<br><tit1>26.08.01</><br>Wciąż Zakopane, ileż można. W słynnym niegdyś Koktajl-Barze wszystko zdumiewająco niedobre i nieapetyczne, siedzimy z Arturem na tarasie i gryziemy rzodkiewki. A ulicą przeciąga, oczu nie mogę oderwać, przenika się nawzajem tłum, a z tłumu wyodrębniają się rodziny, i to właśnie jest właśnie to, co mnie cieszy najbardziej, ci dwaj chłopcy są braćmi, a ten pan jest ojcem tej dziewczynki, w Krakowie nigdy nie widziałem tylu rodzin naraz, a tu wszyscy dosłownie są ze swoimi rodzinami, mniej lub bardziej