Typ tekstu: Książka
Autor: Kowalewski Włodzimierz
Tytuł: Bóg zapłacz!
Rok: 2000
przednim zderzakiem o pochyły beton.
Wyjechali na światło dzienne. Burgundzka czerwień samochodu zaczęła blednąć, przechodząc w kolor starego złota, aby kolejno nabrać barwy zielonego groszku.
- Tylko trójfazowy lakier - zauważył Wszechwłoga. - Prawdę mówiąc, nie bardzo przypadają mi do gustu te ekstrawagancje. Jeżeli wóz zmienia kolor osiem razy na godzinę, to już przesada.
- A... nazwisko? - ośmielił się Irek.
- Ach... Dziwi pana? Tak jak samowar w moim gabinecie? To jest znowu problem odmiennych punktów widzenia na sprawę wolności. Wy walczyliście z konwenansem, z formą, chcieliście ją modyfikować, przykrawać do własnych potrzeb, naginać, rozszerzać, zmieniać - jeśli nie koktajlami Mołotowa, to chociaż kpiną albo prowokowaniem. Stąd
przednim zderzakiem o pochyły beton.<br>Wyjechali na światło dzienne. Burgundzka czerwień samochodu zaczęła blednąć, przechodząc w kolor starego złota, aby kolejno nabrać barwy zielonego groszku.<br>- Tylko trójfazowy lakier - zauważył Wszechwłoga. - Prawdę mówiąc, nie bardzo przypadają mi do gustu te ekstrawagancje. Jeżeli wóz zmienia kolor osiem razy na godzinę, to już przesada.<br>- A... nazwisko? - ośmielił się Irek.<br>- Ach... Dziwi pana? Tak jak samowar w moim gabinecie? To jest znowu problem odmiennych punktów widzenia na sprawę wolności. Wy walczyliście z konwenansem, z formą, chcieliście ją modyfikować, przykrawać do własnych potrzeb, naginać, rozszerzać, zmieniać - jeśli nie koktajlami Mołotowa, to chociaż kpiną albo prowokowaniem. Stąd
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego