po pas. Obracając w palcach papierosa, Zygmunt czuł już ten powiew, ten świst-gwizd, ten spocony pałer nadchodzącego szefa.<br>- I co, Drzeźniak? Nie masz mi nic do powiedzenia, gnojku? - krzyknął Dziadek, dochodząc do schodów.<br>- Spokojnie, szefie, nie tak ostro...<br>- Co spokojnie, co ostro? Co spokojnie, kurwa! Mówiłem ci, jeszcze jedna przewalanka i wypierdalasz. Mówiłem? Mówiłem? - zawiesił głos, czerwony do granic możliwości.<br>Boże! jak on koncertowo sapał, niczym stary potężny miech. U kowala mu żar podsycać, podkowy hartować... I ten wieczny pot na skroniach.<br>- Nie mogłem...<br>- Gówno mnie to obchodzi! Nie będę przewracał za ciebie oczami. Skończyło się, rozumiesz?! Na twoje miejsce