Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
tam ukryłem się w najciemniejszym kącie. Z czołem opartym o wilgotny mur starałem się wycisnąć z oczu łzy, które nie chciały płynąć.

- Wszystko przepadło - mówiłem do siebie. - Wszystko przepadło...

Z daleka, jak spod ziemi, dobiegał głos matki, potem Krysi. Wołały mnie na kolację. Udawałem, że nie słyszę, i tylko mocniej przyciskałem twarz do muru. Nagle o moje nogi otarł się szczur. Tuż za nim śmignął ciemny ksztalt kota i po chwili rozległ się rozdzierający pisk. Ogarnęło mnie przerażenie. Sadząc po trzy stopnie wybiegłem z piwnicy i wpadłem wprost na Polinę, która wyszła mnie szukać.

- Adamczyk, czekamy - powiedziała łagodnie. - Oładki stygną...

Objęła
tam ukryłem się w najciemniejszym kącie. Z czołem opartym o wilgotny mur starałem się wycisnąć z oczu łzy, które nie chciały płynąć.<br><br>- Wszystko przepadło - mówiłem do siebie. - Wszystko przepadło...<br><br>Z daleka, jak spod ziemi, dobiegał głos matki, potem Krysi. Wołały mnie na kolację. Udawałem, że nie słyszę, i tylko mocniej przyciskałem twarz do muru. Nagle o moje nogi otarł się szczur. Tuż za nim śmignął ciemny ksztalt kota i po chwili rozległ się rozdzierający pisk. Ogarnęło mnie przerażenie. Sadząc po trzy stopnie wybiegłem z piwnicy i wpadłem wprost na Polinę, która wyszła mnie szukać.<br><br>- Adamczyk, czekamy - powiedziała łagodnie. - Oładki stygną...<br><br>Objęła
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego