zimę, a już tam u nich w posiołku znajdzie się jakaś dobra dusza, poczciwa samotna kobieta, która mu to pozaszywa i ponaprawia,<br>- Wracałem do naszego posiołka wczesnym wieczorem, las jeszcze płonął w blasku zachodzącego słońca, szedłem w tę czerwień, choć tyle jeszcze dzieliło od jesieni, i widziałem, jak z wolna przygasa, i wraca pierworodna zieleń listowia, i nim dzień rozpłynął się w mroku, siedziałem w izbie tioti Lidy, znajomej Rufka, a ona, z ręką w moich włosach, szeptała:<br>- On wierniotsia, obiazatielno wierniotsia żyw!<br>i wierzyłem tak jak i ona, że mój brat wróci tu do nas obojga, na pewno wróci żywy