zaczynałem rozumieć... To nieposkromione, już prawie spoza ludzkiego udziału narastanie miało w sobie zaiste coś hipnotycznego. Potem skończyło się... I trwało wycie, wycie psów - wycie było w głębi leju, pośród oklasków, krzyków i gwizdów... Ból ciała - odłączonego od życiodajnego przewodu. Wycie trwało jeszcze około pół godziny... potem zaczęło z wolna przygasać...<br> <page nr=189><br><tit>Dawidek</><br> Więc poderwałem chłopca... No nie! "Że to się jeszcze zdarza" - powiedziałaby Milionerka z Bernhardowskiego Kanta. Stał pod ścianą, dziwny trochę, osobny, wystraszony i godny. Stanąłem obok niego i po chwili, kiedy nasze sąsiedztwo utrwaliło się - spojrzałem w górę - ptasia twarz, w niej starsze jakby od reszty usta, zacięte, gorzko