tym nie do twarzy. Wywołuje więc w sobie, jako samoobronę przed szpetotą ostatecznego popadnięcia w grozę i załamanie duchowe, kontruczucie bohaterstwa i poświęcenia i wstępuje na stos z podniesionym czołem i świętym przekonaniem, że ostatecznie ona zwyciężyła los, a nie los ją. Tak, nie mogąc już ratować swego ciała, ratuje przynajmniej ducha.<br>W ten sam sposób ja, może widząc niemożliwość uniknięcia swego losu, znalazłem w sobie najkomfortowniejszy sposób zniesienia go i mogłem święcie wierzyć, że jest przeze mnie przezwyciężony.<br><page nr=40> Miarowo rozszerzał się horyzont ściśnięty do więziennej celi. Kancelarie i pokoje urzędu więziennego, do których przywoływano nas dla dopełnienia różnych formalności, posiadały