moją zdobycz. Była to popularna broszura. Niepozorna z wyglądu, ambitna w treści. Żywoty reformatorów nauki, czyli tych, którzy nie wahali się w walce o jej rozwój rzucić na szale swojego życia.<br>To znana rzecz, że książki wpadają nam do rąk w samą porę, kiedy jesteśmy przygotowani na ich przyjęcie. Tak przynajmniej zdarzało się w moim życiu. Wtedy, w sklepiku bukinisty, mignęła w broszurce nie traktującej o niebie znajoma twarz Galileusza. Lecz w domu, umościwszy się wygodnie do lektury, nie zacząłem od niego. Musiałem wpierw poznać nowe towarzystwo, może lepiej - rodzinę, w gronie której go umieszczono.<br>Nie wiem, co bym teraz o