za chwilę w przepaść runąć. Zawahałem się, czy<br>mu grabi nie podać. Ale zobaczyłem jego wściekłą spoconą twarz,<br>bardziej zmęczoną wściekłością niż wysiłkiem. Nigdy go jeszcze takiego<br>nie widziałem i chciałem się przed nim cofnąć choćby o jeden krok, bo<br>ta wściekłość, którą niósł z sobą, wymagała z mojej strony przynajmniej<br>takiego uszanowania, bym się przed nią cofnął. Nie mogłem przecież<br>dopuścić, żeby nagle na dwa, trzy kroki przede mną musiał zawstydzić<br>się tej swojej wściekłości, pożałować jej, że go tu starego przygnała w<br>zaślepieniu, aby jej się wyparł, zmyślając coś naprędce, jak dziecko<br>nieporadne w swoim kłamstwie, ale nagle zaczął