dobrego humoru przeciskał się między fotelikami, kłaniał się gościom, pomagał im usuwać naczynie ze stołów, czasem wołał kierownika, gestykulował żywo, wykrzywiał grymaśnie twarz i tłumaczył coś gniewnie. Pan Albin stał od kilku minut przy kasjerce.<br>- Halo! - krzyknął na przechodzącego kelnera. - Co pan tam niesie?<br>- Dwa kolanka, sznycel do obiadu, rizotto, przystawka i ryż porcjowy.<br>Pan Albin zaczął sprawdzać. Liczył bardzo długo, kasjerka uśmiechała się pobłażliwie, Grela dreptał nogami, jakby go posadzka parzyła - za nim w szeregu stali: Synaj, Kamiński i Warga. Bloczki trzymali w ustach, a stosy półmisków na rękach. Któryś z nich mruknął: "Co jest, do jasnej cholery!" Pan Albin