pokój był taki ciemny i duszny. <br>Wietrzenie niewiele pomagało. Z wąskiej i głębokiej <br>studni podwórza, zamkniętej z czterech stron murami trzypiętrowych, <br>odrapanych oficyn, cuchnęło w południe smażonym <br>na złych tłuszczach mięsem, kiszoną kapustą <br>lub szabasową rybą, po południu i wieczorem pomyjami <br>i mydlinami. Mur kamienic był ciepły i zdawał się <br>pulsować życiem. Życiem zapobiegliwej krzątaniny około <br>porządków domowych, życiem tysiąca nie znanych mi <br>spraw, ludzi i ich radości i smutków. Ale co mnie najbardziej <br>uderzało, to owe kłótnie, swary i jakieś dziwne <br>rozdrażnienia nurtujące podwórze. Podwórze bowiem <br>na Karmelickiej, tak jak i ulica, nigdy nie było ciche. Już <br>o świcie rozpoczynały