miałem ci oznajmić, mój panie Deczyński... To wszystko!<br>I lekko skinął głową.<br>Kazimierz skłonił się niepewnie i wyszedł z kancelarii.<br>Był jak odurzony i zdumiewał służbę swoim wyglądem, krocząc przez sień i podwórze dworskie. Dopiero kiedy znalazł się za bramą folwarczną, na pustej drodze, rozejrzał się świadomiej... Nieznośny, dolegliwy zamęt pulsował w skroniach - jakieś martwe sylaby, pomruki niewiadomych słów kruszyły się gdzieś głęboko w krtani...<br><page nr=107> Tylko oczy patrzały z trzeźwością niezmierną, rozglądały się powszędy w podziwieniu najwyższym, jakby po nieznajomej, pierwszy raz widzianej okolicy, gdzie wszystko uderza w źrenice zaciekawione, wnika w świadomość widzącą ostrym, wyraźnym obrazem - Więc po rowach przydrożnych