rozsądny umiar. <br>- Zgoda, panie magiku - zaśmiał się pozornie beztrosko łowca. - Tą wódką i tymi dziwkami naisto za serce żeście mnie ujęli. Dobijemy targu. Ale na owo zaproponowane przyglądanie też bym reflektował. Wolałbym, co prawda, patrzeć, jak ona zdycha na arenie, ale na waszą nożową robotę też chętnie rzucę okiem. Dołóżcie rabatem.<br>- Targ dobity.<br>- Szybko wam poszło - ocenił cierpko Puszczyk. - Zaprawdę, Vilgefortz, szybko i gładko zawarłeś z Bonhartem spółkę. Spółkę, która wszak jest i będzie societas leonina. Ale nie zapomnieliście aby o czymś? Świetlicę, w której siedzicie i Cintryjkę, którą handlujecie, otaczają dwa tuziny zbrojnych ludzi. Moich ludzi.<br> - Drogi koronerze Skellen - zabrzmiał