rzadko. <br>Była właśnie pora obiadowa. Cień słupa, stojącego przed kuźnią, niby wielki palec, wysmukły, ostro zakończony, a równy, wskazywał na drzwi domu mieszkalnego, jakby przypominał ludziom tego obejścia o obiedzie, który im się słusznie za czas dotąd przepracowany należał. <br><br>Grabosz przerwał robotę, gdy na niewielkim podwórzu zjawił się burmistrz z rajcami. <br>- Boże pomagaj! - pozdrowili kowala zdejmując czapki. <br>- Bóg zapłać! - odrzekł z uszanowaniem Grabosz.<br>- Przyszliśmy tu do was w pewnej sprawie - zaczął uroczyście burmistrz. - Potrzeba nam waszej pomocy. <br>I opowiedzieli mu całą historię. <br>- Słuchajcie, Grabosz - zakończył burmistrz. - Z was chłop mocny jak mało kto, znany na okolicę. A może byście spróbowali udźwignąć