Typ tekstu: Książka
Tytuł: Klechdy domowe
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1960
z jadłem. Gospodarz podawał ciężki srebrny dzban i kubek takiż napełniony winem sprowadzonym znad Renu, a nalawszy do pełna, kłaniał się nisko.
Kiedy raz po skończonym obiedzie siedział sobie Dietrich rozweselony na ławie, drzwi gospody otwarły się i kilku mężczyzn stanęło przed nim, pokłoniwszy się głęboko.
Byli to burmistrz i rajcowie.
Pierwszy przemówił burmistrz, a słowa jego tłumaczył Dietrichowi sekretarz:
- Możny panie i dobrodzieju! Miasto nasze rośnie i wkrótce być może dorówna Lubawie...
- No to pięknie - przerwał szyderczo rycerz - że miasto Ostróda rośnie, cha, cha, cha! Mój majątek też rośnie!
Burmistrz nieco speszony ciągnął dalej:
- Niewątpliwie, wielmożny panie! Jest rzeczą wszystkim
z jadłem. Gospodarz podawał ciężki srebrny dzban i kubek takiż napełniony winem sprowadzonym znad Renu, a nalawszy do pełna, kłaniał się nisko. <br>Kiedy raz po skończonym obiedzie siedział sobie Dietrich rozweselony na ławie, drzwi gospody otwarły się i kilku mężczyzn stanęło przed nim, pokłoniwszy się głęboko. <br>Byli to burmistrz i rajcowie. <br>Pierwszy przemówił burmistrz, a słowa jego tłumaczył Dietrichowi sekretarz: <br>- Możny panie i dobrodzieju! Miasto nasze rośnie i wkrótce być może dorówna Lubawie... <br>- No to pięknie - przerwał szyderczo rycerz - że miasto Ostróda rośnie, cha, cha, cha! Mój majątek też rośnie! <br>Burmistrz nieco speszony ciągnął dalej:<br>- Niewątpliwie, wielmożny panie! Jest rzeczą wszystkim
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego