to znów - i to mnie najbardziej dziwiło - z banknotami, które przeliczali ukradkiem, odwróceni ode mnie, a raczej od nas, od Rity i ode mnie, plecami, bo ta dziewczyna, wystraszona i nieśmiała, przylgnęła do mnie natychmiast,<br>i opowiadała mi o sobie, o posiołku wśród tajgi nad Wielkim Anujem, gdzie zginęli jej rodzice, muzycy, zamordowani przez strażników, bo nie mieli już sił, by skoro świt iść na lesopowałkę, i opiekował się nią starszy brat, Szymon, póki i on nie uległ wypadkowi: przywalonego spadającym drzewem nie udało się uratować (a ja powiedziałem jej, że gdyby tam była moja mama, to na pewno by go