jesteśmy stąd, znamy właścicieli lokali, oni ufają nam, a my im - tłumaczyli.<br>Wierzyli też, że będą sprytniejsi od hazardowego "rekina", z którym stanęli do gry. Dziś walczą o odzyskanie swoich urządzeń. A straty, jakie ponieśli, liczą w setkach tysięcy złotych miesięcznie.<br>- Po wejściu w życie znowelizowanej ustawy wiadomo było, że rozpoczyna się gra o rynek. 10 spółek z północno-wschodniej Polski postanowiło, że będzie współpracować z "F" - bo "F" miała zezwolenie na wstawianie do lokali automatów, a my nie - opowiada Antoni, jeden z założycieli białostockiej firmy. Stworzyli jedną spółkę, która miała reprezentować ich interesy. "F" na początek zażądała zdobycia tzw. lokalizacji