nie zwracał na nią uwagi. Nikt oprócz Reynevana, któremu rzuciła na odchodnym pałające jak żagiew spojrzenie.<br>Czterech zza stołu w kącie ruszyło się, wstało. Podeszli, dzwoniąc ostrogami, skrzypiąc skórą, chrzęszcząc kolczugami, wspierając pięści na rękojeściach mieczy, kordów i baselardów. Reynevan jeszcze raz, tym razem dosadniej, przeklął w myśli swój brak rozumu.<br>- Pan Reinmar Bielau. Ot, chłopcy, sami widzicie, co znaczy łowiecki opyt. Zwierz sprawnie otropiony, knieja sprawnie obrzucona, trochę szczęścia ino, a nie być bez zdobyczy. A szczęście się dziś do nas iście uśmiechnęło.<br>Dwaj z typów stanęli po bokach, jeden z prawej, drugi z lewej. Trzeci zajął pozycję za plecami