Muszę przyznać, że dla tej jednej, zresztą zaskakująco okrutnej sceny w Koloseum, warto przesiedzieć wiele godzin w kinie. Jest tu, jakby w małej etiudzie, całe piękno sztuki filmowej: wielkie, błyskawicznie wywoływane emocje, szereg miniaturowych fabuł - losów ludzkich, nieracjonalne nadzieje i nieuchronne tragedie, a wszystko dzięki perfekcyjnemu montażowi, niezwykłym ustawieniom kamery, ruchliwości obrazu. Jeśli <name type="tit">Quo vadis</> mnie uwiodło, to może najbardziej właśnie lwami, które zresztą, by tak powiedzieć, pracują na sukces Jerzego Treli: przemiana jego postaci i końcowe męczeństwo zyskują bowiem wiarygodność pod wpływem odrażającej jatki, którą śledzimy razem z nim - w trwodze, litości i obrzydzeniu. <br><br><tit1>To nie "Gladiator"</><br>"<name type="tit">Quo vadis</> będzie