Sala czysta, nawet powiedziałbym sterylna, stoliki przykryte świeżymi obrusami, co niestety nie zawsze jest normą. Jak duch pojawia się kelner p. Marek (wiem po lekturze rachunku), zapala świecę stojącą na estetycznym lichtarzyku. Podaje kartę.<br>Czegóż w niej nie ma! Od zakąsek śledziowych, przez tatara (13 zł), po dystyngowanego łososia w rzucającej na kolana cenie 24 zł. Z zakąsek, widząc ceny - rezygnuję.<br>Duży wybór zup - od barszczu z krokietem i uszkami, poprzez kołduny w rosole, żurek na serwatce (6 zł), kociołek góralski - 7 zł za porcję. Decyduję się na swojską kwaśnicę (6 zł), pamiętając jeszcze jej niebiański smak w harmonii z wędzonym żeberkiem baranim