SONATA KSIĘŻYCOWA</><br>Księżyc usiadł na kominie<br>I przez okno najbanalniej<br>Zielonkawym światłem płynie<br>Po podłodze twej sypialni.<br><br>Po podłodze, po suficie,<br>Nieuchwytnie, niepotrzebnie,<br>Zielonkawe swoje życie<br>Rozpryskuje mdło i srebrnie.<br><br>Odnajduje grzebień w cieniu<br>I zieleni się na nowo,<br>I promieniem na grzebieniu<br>Gra sonatę księżycową.<br><br>Zielonkawym swoim jadem<br>Księżyc sączy się w ulicę,<br>Lunatyczne ręce blade<br>Omdlewają pod księżycem.<br><br>W noc majową, w noc usłużną,<br>Księżyc nęci, księżyc mami,<br>Ciało dręczy się na próżno,<br>Wiosna pachnie obłokami.<br><br>Zapach nuży, noc się dłuży,<br>Broczy gęsty sen ze ściany,<br>Księżyc pannę snem odurzył<br>I odpłynął - niekochany.<br><br>Zanim jeszcze mgła poranna<br>Ludzkich ciał