wcześniej bambetle. Ułożył, jak mu się zdawało, w miarę po babsku i w obrazek, jaki zastał. Ręce wytarł tym razem o spodnie. Wrócił w głąb zieleni.<br>Od ssania słodko-cierpkich traw mdliło go już i drapało w gardle, gdy wreszcie usłyszał odgłos czyjejś obecności. Nie obok, w krzakach ani na ścieżce, jak przypuszczał. Głos szedł od Strugi, od strony przeciwległej, skąd przyszedł.<br>Ktoś płynął łódką. Zdecydowane, równe, choć niezbyt silne uderzenia wiosła. Leniwy, płytki chlupot wody. I wyczuwalne skórą, napiętymi mięśniami, nie do uchwycenia słuchem wpieranie się dziobu łódki w nurt.<br>Głośniejszy plusk. Łódź otarła się o pal, pewnie pomostu, a