uszy, gdy załamuje ze wszystkich stron wyświechtane rondo, słyszy, jak poza nim skomli staw i skomli rzeka.<br> A to skomlenie jest już w jego krwi, w ciele, gdyż on istnieje, bo wdział na głowę kapelusz, i nie ma nawet co marzyć o nieistnieniu bez kapelusza w drodze przez wieś, na ścieżce prowadzącej do domu.<br> A poza nim do czerwieni smaga się witka po witce rokicina, do stęknięcia w podskórnych źródłach bijących w ziemi urywa się największy dzwon z kościelnej wieży, do wirujących tęczowo kół topi się obraz niesiony w procesji.<br> Żeby tego wszystkiego nie widzieć, można skoczyć do glinianki wypełnionej wiosenną