krytycyzmem czytelnika. Kiedyś brutalnie zdyskwalifikował jakiś mój tekst. Powiedział: po czymś takim powiedzą, że jesteśmy camera obscura. Nie dopuszczał pobożnego wodolejstwa. <br>Nie pamiętam, jak to było z końcem "Poczty". Wiem, że Tadeusz do tego stopniowo dojrzewał. Pamiętam, jak się zamartwiał tym, co odczują czytelnicy, którzy traktowali go jak duchownego. Ileż serca włożył w tekst-wyznanie, wyjaśniające, jak sprawy rzeczywiście się mają. "Poczta" jednak musiała się skończyć. Tadeusz nie mógł przez całe życie być neoprezbiterem. Wgłębianie się w przynoszone przez "Pocztę" problemy musiało doprowadzić do momentu, w którym poczuł, że zamiast odpowiadać na wyrywki, musi sięgnąć do samej istoty poruszanych w "Poczcie