co właściwie było wiadome od początku - że w świecie <orig>przyprutych discopolaków</> nie ma miejsca na narodowe uniesienia, tęsknoty i bóle, na prawdziwe przeżycia, nadzieje i klęski, nie mówiąc o transcendencji. Czy chcieli to wytknąć swym bohaterom realizatorzy?<br><br>Niekoniecznie, raczej forma widowiska załamała się pod zbyt dużym ciężarem. W końcówce spektakl siada, traci dynamikę i wyrazistość, a finał z trąbą jerychońską i drabiną do nieba, na którą wejść może jedynie niewinne dziecię, jest obrazkiem z innej, nieco żenującej bajki. Skąd jednak brać metafizykę, gorycz, autoironię w widowisku od początku do końca wciśniętym w poczciwe ramki kabaretowej rewii?<br><br>Tu tkwi nieszczęście całego przedsięwzięcia