po swojemu, że czuję, iż należałoby wziąć broń. Na wszelki wypadek biorę. Bracie! - Zygmunt był naprawdę przerażony - wiesz, cośmy narobili? Rozbiliśmy na Poznańskiej własny lokal. No, nasz lub Delegatury... - denerwował się coraz bardziej.<br>Jerzy nie wystękał nawet: "Jak to?" - zatkało go kompletnie.<br>- Mówię ci, własny lokal. A było tak. Junosza siada ze mną w rykszę, i na Marszałkowską. Po drodze daje mi zadanie: "Przez prowokację komunistyczną rozbity został lokal zawierający niesłychanie ważne archiwum. Idziecie jako ochrona, żeby zabrać najważniejsze dokumenty, które były ukryte tak, że tamci do nich nie dotarli..."<br>- "Tamci" to my, bracie - jęknął nagle. - Na Marszałkowskiej, bracie, oddaje mnie