Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
ławeczce przed sklepem i głaskał wypielęgnowaną brodę. Matka zabrała mnie z sobą, gdy szła do niego, aby mu wręczyć plenipotencję na sprzedaż placu, który ojciec swego czasu kupił za część składek emerytalnych.

Mieńszykow przywitał nas bardzo uprzejmie i zaprosił do sklepu:

- Spójrz, Wasylisa, takiego chłopca chciałbym mieć - powiedział do żony siedzącej przy kasie. - Ale cóż - dodał złośliwie - ogórki ci raczej sadzić niźli dzieci rodzić.


- A pani, Eleonoro Karłowna, pani wyjeżdża? - zwrócił się do matki. - Szkoda... Szkoda... Wielkie Łuki to miasto z przyszłością... Nie zamieniłbym go ani na Berlin, ani na Paryż... Tu się przynajmniej żyje! Raczy pani spojrzeć na te sady
ławeczce przed sklepem i głaskał wypielęgnowaną brodę. Matka zabrała mnie z sobą, gdy szła do niego, aby mu wręczyć plenipotencję na sprzedaż placu, który ojciec swego czasu kupił za część składek emerytalnych.<br><br>Mieńszykow przywitał nas bardzo uprzejmie i zaprosił do sklepu:<br><br>- Spójrz, Wasylisa, takiego chłopca chciałbym mieć - powiedział do żony siedzącej przy kasie. - Ale cóż - dodał złośliwie - ogórki ci raczej sadzić niźli dzieci rodzić.<br><br><br>- A pani, Eleonoro Karłowna, pani wyjeżdża? - zwrócił się do matki. - Szkoda... Szkoda... Wielkie Łuki to miasto z przyszłością... Nie zamieniłbym go ani na Berlin, ani na Paryż... Tu się przynajmniej żyje! Raczy pani spojrzeć na te sady
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego