wspomniał o swojej niefortunnej podróży do Poznania...<br> <page nr=191><br> Nagle zapragnąłem wyjść, zrobiło się ciasno, zaproponowałem kontynuację rozmowy na zewnątrz, przystał, wyszedłem, po chwili i on wyszedł... Zaproponowałem mu kieliszek wina w loży Stalina. Nie, nie ciągałem go do łóżka, chciałem jeszcze trochę posłuchać, co mówią te kapryśne i elokwentne usta... Potem siedzieliśmy przy zielonej herbacie i winie. Patrzył na mnie, uśmiechał się i opowiadał. Poznali się półtora roku temu, "na Chmielnej", jak napisał w jednym swoim wierszu. Potem już do tego nie wracali. To znaczy raz Sławek - bo on ma na imię Sławek i jest szczupłym pięćdziesięcioletnim blondynem... Raz tylko Sławek ujął