sowy z iskrzącymi oczyma. <br><br>Zbladł i zadrżał na ten widok zuchwały szlachcic, spocił się potężnie ze strachu; po chwili, przyszedłszy do siebie, wyrzekł z cicha, z ukłonem i pokorą: <br>- Mnie wielce miłościwemu panu bratu kłaniam uniżenie! <br> Sowa kiwnęła głową, co rozweseliło nieco Siwego Borutę. Ukłoniwszy się raz jeszcze, zaczął wypełniać siwej kapoty kieszenie i mieszki, które przyniósł, złotem i srebrem. Tak je obładował, że zaledwie mógł się obrócić.<br>Już świtać zaczęło, a szlachcic nie przestawał garściami ściągać złota; w ostatku, nie mając go gdzie włożyć, począł w gębę sypać, a że miał niemałą, nasypał dosyć i, znowu ukłoniwszy się stróżowi, wyszedł