kazała mu wyjechać na zawsze. W ciągu dwóch lat, które nastąpiły, dała pierwsze koncerty, zdobyła pierwszą sławę. Zdarzało się, że zapadała w długie niehumory, nie dawała do siebie przystępu, głos brzmiał ostro, piana nie wychodziły. W jeden z takich dni Róża wsunęła się do jej pokoju, stanęła z dala i skubała żabot. <br>- No co, mamo? - sarknęła Marta. - Ja o próbie pamiętam. Jeżeli akompaniator już jest, niech czeka. <br>Róża nie ruszyła się z miejsca, milczała. Wreszcie przemówiła: <br>- Nie; to nie akompaniator... To Paweł. <page nr=182> <br>Wolnym krokiem podeszła do córki. Nie patrzyła na nią, patrzyła gdzieś za okno, oczy miała zmrużone, nozdrza rozdęte, jak