jakiejś tam guberni. Szarańcza leciała, leciała, siadła. Siedziała, siedziała, wszystko zjadła i znów poleciała. Tu Puszkin jest już bliski twórczości i poczuciu humoru Leara, Nasha, czy Carrolla, których niepoważne wiersze ostatnio czytuję z zachwytem w tłumaczeniu Barańczaka. Ale nie samą poezją żyje poeta, nawet taki, jak ja (niektórzy nazywają mnie, słowo honoru, "poetą piosenki"). Do moich lektur beletrystycznych szczególnie lubianych, poza tymi obowiązkowymi z lat trzydziestych, jak "Saga rodu Forsyt'ów" i "Przeminęło z wiatrem" należeli dwaj dziewiętnastowieczni "sataniści jakby nieco, francuscy pisarze Villiers de l'Isle Adam i Barbey d'Aurevilly, chociaż Barbey np. był wierzącym katolikiem. Można by rzec - katolikiem diabolicznym. Oczywiście (bo