uważnie na zebrane towarzystwo, a potem wziął wyrostka za ramię, podprowadził do świecy i przyglądał mu się z natężeniem. <br>Nagle puścił chłopca, szybko pobiegł ku kanapie, padł na nią i ryknął śmiechem. <br>- Cha, cha, cha, nie, daję słowo, to komedia! - wyjęczał wśród spazmów śmiechu. - A to pociecha! <br>- Tak, tak - przyznała smutnie pani Romeyowa zdejmując perukę - rzeczywiście to my. Znam pana, mój drogi sąsiedzie, i wiedziałam, że jeśli uda nam się rozweselić pana, to potem uzyskamy już od niego i przebaczenie, i to, o co nam tak bardzo chodzi! <br>Pan Hipolit już stał na nogach, ale brzuch trząsł mu się jeszcze jak