sławić będziemy Boga, bez harf i cytr, bez szofarów i kinorów wprawdzie, ale w najwyższym tętnie krwi, bo sprawił cud, wyprowadzając nas z innego domu niewoli, wśród pustkowi dalekiej północy,<br>i w drodze powrotnej nasz opiekun, człowiek bardzo rozmowny, opowiadał nam o upadku powstania warszawskiego, któremu nie przyszła z pomocą sowiecka armia, choć znajdowała się tuż obok, na drugim brzegu Wisły, o samozwańczym rządzie komunistycznym na pierwszym skrawku wyzwolonej ziemi polskiej, kraju, do którego nie będą już należały południowo-wschodnie kresy, bo tak uzgodniono w Teheranie, z Wilnem i moim rodzinnym Lwowem, o rumowisku, w jakie zamieniono Warszawę...<br>"Nadaremnie więc powtarzałem