kogo jej rodzina wyznaczy, a swat czy los podsunie.<br>Patrzyli na pochód ściekający powoli między ogromne drzewa. Za nim, jak owczarki zapędzające stado, szli niespiesznie policjanci, ich turbany czerwone dopalały się w szybkim zmierzchu. Inni już wdrapywali się pod budy ciężarówek, niebieskawy dym pierwszych papierosów, zasłużonych po długiej przerwie, wypływał spod brezentu i mglił się na tle nieba o barwie moreli.<br>W powietrzu stał jeszcze odór piżma, korzenna woń zgrzanych ciał, ale już auta ruszyły, przepychały się, mijały trąbiąc gniewnie, błyskając żółtymi reflektorami, długie mrugnięcia, znak, że domagają się pierwszeństwa. Smugi spalin i pyłu mąciły strugę świateł. Zapachniało miejskim zmierzchem w