grzbiet Uhrynia, gdzie stosy pociętego drewna przypominały ruiny fortyfikacji, długie, nadgryzione oblężeniem mury. Pracował do wieczora, do chwili, gdy ani bat, ani kij nie potrafiły dodać zwierzętom sił. Ta praca składała się w połowie z okrucieństwa wobec zwierząt, w połowie z okrucieństwa wobec siebie. Reszta była zwykłym wysiłkiem.<br>- Jemu bat starcza na dwa dni - mówili ci, co mieli do czynienia z martwymi mechanizmami swoich motorowych pił. Ale mówili cicho. Pamiętali zimę, gdy Kościejny przeszedł sześć kilometrów boso, bo kupił nowe buty, wyrzucił stare i potem, na widok zasp, tych nowych zrobiło mu się żal. Albo tę noc, gdy znaleźli go w