wystarczyło wyciągnąć rękę, aby dotknąć stopy Oriona lub nadziać się na kleszcze Raka, musiałem przyznać się do całkowitej mojej ignorancji. Jakżeż powierzchowna była moja wiedza nawet tam, gdzie wszystko mnie od lat dzieciństwa fascynowało! A może ta pasja była tak niecierpliwie zachłanna, że na drobiazgi zdobywane mozolnie przez pamięć nie starczało mi czasu? Smutne wyznanie, a tu Galileusz, jakby naumyślnie, z surowością rygorystyczną pedagoga, wsuwał mi do rąk ster, krzycząc samymi wargami (w otaczającym nas <orig>bezpowietrzu</> dźwięk zamierał już w krtani): And-ro-me-da! Andromeda? Już wtedy, przed laty, w larwalnym stadium moich przemian, chłonnym każdej legendarnej pożywki; syciła wyobraźnię