przypominającym jazdę kolejką wysokogórską bez trzymanki, w końcu zostawiliśmy za sobą jałowe góry oddzielające Afganistan od Tadżykistanu. Przez brudne, popękane, owalne okienka zobaczyłem pas startowy. Gdy mój helikopter wylądował na podziurawionym asfalcie, mogłem się zdobyć jedynie na cztery słowa:<br><q><transl>- Dzięki niech będą Allachowi.</></><br>Wyszedłem z helikoptera. Podszedł do mnie siwy staruszek. Afgańczyk, który odprowadził mnie tu przed podróżą w drugą stronę. Bez zbędnych wstępów spytał mnie, czy zrobiłem jakieś dobre zdjęcia.<br><q><transl>- O wiele lepsze, niż mogłem marzyć</></> - odparłem.<br><br><tit>Zrób to sam</><br><br>Po powrocie do Stanów, pokazałem koledze "robiącemu" w bombach od 30 lat, mój egzemplarz encyklopedii, powstały ze zdjęć, które zrobiłem